wyświetlenia
Pani Emilia nie mogła uwierzyć, gdy otworzyła zaproszenie na przyjęcie komunijne córki swojej kuzynki. Wszystko przez jego treść.
„Nigdy nie rozumiałam tej histerii na punkcie pierwszej komunii. To znaczy – narzekania, jacy to rodzice i dzieci są zachłanni. Że chodzi tylko o kasę i prezenty. Byłam na kilku takich imprezach i jakoś wcale tego nie odczułam. No, ale punkt widzenia zależy od pozycji siedzenia. Czasy się zmieniają, ludzie są różni i zawsze może zdarzyć się jakaś czarna owca.
W tym przypadku chodzi o moją kuzynkę, która nigdy jakoś przesadnie skromna nie była. Uwielbia pokazywać, co to ona ma. Ocenia wszystkich po pozorach i czuje się lepsza od innych. Do tej pory traktowałam ją, jako niewinną ciekawostkę przyrodniczą – jakoś bardzo często się nie widujemy, więc niech sobie będzie, jaka jest. Inni się z nią męczą na co dzień, a nie ja.
Kiedy usłyszałam, że organizuje komunię dla swojej jedynej córeczki, to wiedziałam, że będzie grubo. Biała limuzyna albo dorożka, a przyjęcie w średniowiecznym zamku – to minimum. Kwartet smyczkowy pewnie też zaangażuje. Niewiele się pomyliłam.
O ile samo przyjęcie nie będzie tak wystawne, jak sobie wyobrażałam, to wzrosły wymagania wobec gości. Na taką imprezę nie zaprasza się byle kogo i byle jak. Jakieś 2 tygodnie temu zapowiedziała się do mnie z córką, aby wręczyć mi zaproszenie. To wyglądało jak ślubne i ogólnie; ta komunia sporo będzie miała wspólnego z weselem. Zwłaszcza, jeśli chodzi o wydatki zaproszonych osób…
Z ciekawości zajrzałam do Internetu, żeby zobaczyć, jak to powinno wyglądać. Normalne zaproszenie informuje jedynie o godzinie, adresie kościoła i miejscu, gdzie odbędzie się przyjęcie. Tutaj znalazło się coś jeszcze. Totalnie absurdalny wierszyk, którego może w całości nie zacytuję, ale wszystko sprowadza się mniej więcej do:
Pan Jezus wypełni miłością moje serduszko, bądź ze mną w tej wyjątkowej chwili i przy okazji…; wypełnij moją skarbonkę. Coś w ten deseń. O serduszku i skarbonce naprawdę jest tu mowa.
Szczerze? Parsknęłam śmiechem, jak to zobaczyłam. Musiałam się tłumaczyć, że to z radości. W końcu komunia to takie wspaniałe wydarzenie. W rzeczywistości śmiałam się z mojej nieszczęsnej kuzynki. Przecież to ona wymyśliła, a nie to niewinne dziecko. No może nie tak niewinne, bo przy takiej matce trudno wyrosnąć na kogoś do końca normalnego. Ale fakt jest taki, że matka w jej imieniu prosi o kasę.
Nie rozumiem, po co wypisywać takie głupoty. Przecież każdy średnio rozgarnięty człowiek wie, że na komunię przychodzi się z prezentem albo kopertą. Wcale bym się nie zdziwiła, gdyby gdzieś drobnym druczkiem wypisano obowiązujące stawki: chrzestna – 2000 zł, ciocia – 1000 zł, piąta woda po kisielu – 200 zł.
Teraz poważnie zastanawiam się nad tym, co zrobić. Widocznie prezentów rzeczowych nie chcą, więc dlatego proszą o gotówkę. Może zrobić im na złość?
Żarty żartami, ale to naprawdę mną wstrząsnęło. Jak można być tak bezczelnym… Nigdy nie rozumiałam par młodych, które na zaproszeniach proszą o pieniądze. Ale OK, to inna sytuacja. Widzę jednak, że komunie naprawdę idą w kierunku wesel i obowiązują tu takie same zasady. Na to się nigdy nie zgodzę. To pokazywanie dziecku, że sakrament to bzdura, a liczy się tylko zysk.
Co będzie dalej? Rodzice zaczną sprzedawać bilety wstępu na przyjęcie komunijne? Może komunie wyjazdowe – np. w jakimś egzotycznym kraju? Zespół na żywo i impreza do białego rana? To sprowadzanie sprawy do absurdu. Taka dziewczynka później myśli, że naprawdę poślubiła Jezusa.
Nie mam ochoty spełniać tak bezczelnych żądań. Chyba pójdę tam z jakimś upominkiem rzeczowym. Zachłanności wypada się przeciwstawić. A co będą o mnie gadali, to już mnie nie rusza.
Emilia”
Źródło: polubione.com
Rozmowy na Facebooku