wyświetlenia
1.
Adri założyła swoją organizację po latach ratowania zwierząt na własną rękę. „Stało się dla mnie jasne, że to coś więcej niż hobby. To powołanie”, mówi kobieta.
2.
3.
„Odrzucone i zagrożone zwierzęta często pojawiały się w moim życiu. Oferowanie im miejsca, w którym mogą poczuć się bezpiecznie, wynagradza mi wszelkie koszty i wysiłki.”
4.
5.
Choć opieka nad tak dużą liczbą zwierząt to ogromne wyzwanie, Adri zachowuje pogodę ducha.
6.
7.
„Choć w praktyce oznacza to, że zajmuję się zwierzętami każdego dnia, bez żadnych wakacji, kocham każdą chwilę spędzoną z nimi.”
8.
9.
10.
Na tych zdjęciach doskonale widać, że Adri podchodzi do swoich obowiązków z pasją i zaangażowaniem, dbając, by każde ze zwierząt otrzymywało właściwą opiekę.
11.
12.
„Choć sama praca – karmienie, pojenie, sprzątanie, itp. zajmuje mi kilka godzin dziennie, spędzam ze zwierzakami znacznie więcej czasu. Bawię się z nimi, obserwuję je i podziwiam.”
13.
14.
Adri nie ukrywa, że koszty całego przedsięwzięcia są masywne, zaznaczając, że bez odpowiedniego zabezpieczenia finansowego, stworzenie sanktuarium po prostu nie byłoby możliwe.
15.
16.
„Samo rozpoczęcie, zebranie materiałów, wybudowanie odpowiednich zagród i innych rzeczy, kosztowało mnie 50 tysięcy dolarów. Karmienie to około 1 300 dolarów miesięcznie. Na weterynarza wydaję 10 tysięcy dolarów rocznie.”
17.
18.
„Dodatkowo, staram się dbać, by moje zwierzaki otrzymywały coś ekstra, poza podstawową opieką. Rozpieszczam je w miarę możliwości, bo większość z nich została już mocno doświadczona przez życie.
19.
20.
Na koniec, Adri wskazała też jedną cechę która odróżnia jej placówkę od wielu innych. „Od początku wiedziałam, że to będzie prywatne sanktuarium, niedostępne dla publiki. Dobro zwierząt jest dla mnie najważniejsze, a ciągłe wizyty, obserwowanie i zakłócanie ich spokoju, mogłoby mieć negatywny wpływ na ich zdrowie.”
Źródło: boredpanda.com
Rozmowy na Facebooku