wyświetlenia
Długo zastanawiałam się, czy przyjmować księdza po kolędzie, ponieważ niedawno rozpoczęłam studia i wyprowadziłam się z domu rodzinnego. Wraz z koleżanką wynajmujemy dwupokojowe mieszkanie. Gdy ksiądz zapowiedział kolędę, okazało się, że jej tego dnia nie będzie w mieście, bo wyjeżdża do Zakopanego. Stanęło więc na tym, że jeżeli się zdecyduję, będę musiała przyjąć kapłana sama. Nie za bardzo mi się to uśmiechało. Nie dlatego, że się bałam. Dla mnie jest coś niezręcznego w modlitwie i rozmowie z księdzem sam na sam w miejscu, w którym mieszkam na co dzień. Co innego kościół albo inna placówka publiczna, a tak trzeba odsłonić swoją prywatną przestrzeń
W końcu postanowiłam, że to zrobię. Sama siebie przekonywałam w myślach, że nie ma się czego bać ani czym krępować. W końcu ksiądz to nie surowy wykładowca. Pomodli się ze mną, porozmawiamy przez chwilę i pójdzie do sąsiadów.
W dniu planowanej wizyty wróciłam do domu wcześniej. Posprzątałam mieszkanie, doprowadziłam do porządku swój wygląd i przygotowałam stół. Potem pozostało mi tylko oczekiwanie. Wreszcie przyszedł.
Najpierw nastąpiła modlitwa. Przyznam, że kiepsko mi szło. Po pierwsze czułam skrępowanie przed tym obcym człowiekiem, po drugie nie wiedziałam za bardzo, co i jak odpowiadać. Wreszcie skończyło się i ksiądz usiadł
Zaczęło się bardzo miło. Ksiądz był młody i wesoły. Ciekawiło go, gdzie bawiłam się w Sylwestra i jakiej rasy jest mój kot. W tym samym przyjaznym tonie rozmawialiśmy jeszcze około 10 minut. Ksiądz zachęcił mnie do uczęszczania na spotkania grupy Odnowy w Duchu Świętym i podziękował za kopertę, nawet do niej nie zaglądając. Myślałam, że to już koniec wizyty i cieszyłam się, a wtedy nastąpiła tragedia. Ksiądz wszystko zepsuł i okazał się wredną osobą. Powiedział, że zauważył, że mam problem z odmawianiem Modlitwy Pańskiej czyli „Ojcze nasz”. Poprosił mnie, abym to przy nim zrobiła.
Niestety, w połowie zacięłam się. Zapomniałam, jak to dalej leci. Na co dzień odmawiam tylko „Zdrowaś Maryjo” i modlitwę do Anioła Stróża, czasami dokładam też coś własnymi słowami, chociaż bardzo rzadko. Powiedziałam to księdzu, a wtedy on poprosił o odmówienie „Wierzę w Boga” i zapytał o Dziesięć przykazań. Zdenerwowałam się, bo nie pamiętałam tego. Potrafiłam wymienić tylko trzy przykazania i to nie w takiej kolejności jak trzeba. Popatrzyłam na minę księdza, która zrobiła się surowa, i poprosiłam o opuszczenie mieszkania. Zrobił to bez słowa
Nie wiem, jakim prawem ten ksiądz przepytywał mnie z pacierza. Na lekcje religii nie uczęszczam już od dawna. Co z tego, że nie potrafiłam odmówić poprawnie kilku modlitw? Jestem tylko człowiekiem i mam prawo zapomnieć, a ksiądz nie powinien się tego czepiać. Czy nie ważniejsze jest postępowanie w duchu miłości? Czy to nie z niej będziemy rozliczani? Ten kapłan najwyraźniej o tym zapomniał. A taki miły wydawał się na początku. Prawie dałam się zwieść. Sprytnie. Najpierw zapytał o sylwka, kota i jakieś pierdoły, a potem zaczął mnie sprawdzać. Serio, jestem pod wrażeniem jego przebiegłości. Jestem ciekawa, czy on powiedziałby wszystko śpiewająco. W końcu jeżeli chodzi o zmiany, osądy i tym podobne każdy ma moralny obowiązek zaczynać od siebie.
Jestem pewna, że za rok nie przyjmę księdza. Wizyta duszpasterska powinna być miła. Ksiądz ma za zadanie wspierać swoich parafian dobrym słowem, radą i modlitwą, a nie sprawdzać, czy znają pacierz. Poczułam się skompromitowana zachowaniem tego kapłana. Czuję do niego niechęć i do kolędy tak samo.
Nie wiem jak wy, ale ja daję z nią sobie spokój. Nie mam zamiaru narażać się na upokorzenie. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że nikt mnie nie rozumie. Już kilka znajomych osób stwierdziło, że znajomość podstawowych modlitw to obowiązek katolika i wstyd ich nie znać. Ja jednak uważam, że bardziej liczy się postępowanie, a modlić można się własnymi słowami
Źródło: papilot.pl, popularne.pl
*Zdjęcia mają charakter poglądowy
Rozmowy na Facebooku