wyświetlenia
Naciągacze i osoby próbujące zarobić na czyjejś niewiedzy lub strachu to zmora z którą muszą się zmagać nieostrożni kierowcy!
Ostatnio w sieci została opisana tzw. metoda „na lusterko”
To oszustwo polega na tym, że naciągacz próbuje wmówić swojej ofierze, że ta uszkodziła lusterko w jego samochodzie. Potem pada propozycja załatwienia sprawy „polubownie”, czyli zapłacenia haraczu rzekomo poszkodowanej stronie bez wzywania policji. Oczywiście tak naprawdę poszkodowanych wcale nie ma, bo oszust wcześniej sam uszkodził lusterko w swoim aucie, a potem szuka naiwnych.
Naciągacze działają najczęściej na wielopasmowych drogach jednokierunkowych, rzadziej na parkingach. Zrównują się z samochodem potencjalnej ofiary, opuszczają szybę i próbują nawiązać kontakt. Aby zwrócić na siebie uwagę gestykulują i trąbią. Chcą w ten sposób zmusić kierowcę do zatrzymania się na poboczu. Gdy to się uda, przechodzą do ataku i próbują wmówić kierowcy, że uszkodził lusterko w ich aucie. Oczywiście zamiast wkraczać na drogę formalną, proponują dogadanie się na miejscu i oczekują przekazania rekompensaty z ręki do ręki.
Żerują głównie na osobach, którym brakuje pewności siebie. Tacy ludzie niestety często dają się zastraszyć i płacą. Doświadczeni kierowcy wiedzą, czy faktycznie mogło dojść do takiego uszkodzenia, a w razie wątpliwości wzywają na miejsce policję.
Warto również pamiętać o tym, że po to wykupujemy ubezpieczenie, by pokrywało tego rodzaju szkody. Jednak wiele osób w stresie zapomina o tym. Naciągacze zwykle nie działają w pojedynkę, tylko w grupach 3-4 osobowych. To również potęguje stres u ich ofiary.
Inne metody oszustwa
Jakiś czas temu na tego typu sposób na łatwy zarobek wpadł pewien 32-latek, o którym było głośno pod koniec 2016 roku. Mężczyzna naciągał księży jeżdżąc luksusowym autem i wmawiając duchowym, że ci, urwali mu lusterko. Za każdym razem proponował, by załatwić sprawę bez udziału policji. Z ustaleń policji wynika, że w ten sposób oszukał co najmniej 8 osób na łączną kwotę ponad 30 000 zł.
W mediach nagłośniony był także przypadek kobiety, która zostawiła swoje auto pod sklepem. Po powrocie nie mogła go uruchomić. Jej zmagania z samochodem obserwowało dwóch mężczyzn, którzy w pewnej chwili podeszli i zaoferowali jej pomoc. Po kilku minutach auto było sprawne, a panowie zażyczyli sobie… 500 złotych za naprawę. Kobieta od razu się zorientowała, że jest to oszustwo. Powiedziała naciągaczom, że nie ma przy sobie takiej kwoty i że pójdzie po nią do bankomatu. Kiedy tylko się oddaliła, powiadomiła o wszystkim policję. Funkcjonariusze przejrzeli monitoring zainstalowany pod sklepem i zobaczyli, że ci sami mężczyźni majstrowali coś w samochodzie kobiety podczas jej nieobecności.
Źródło: lolmania.pl
Rozmowy na Facebooku