wyświetlenia
Odkąd zostałam mamą, kieruję się zasadą “żadnych prezentów”. To dotyczy zarówno świąt Bożego Narodzenia, jak i urodzin czy Dnia Dziecka. Oczywiście reszta mojej rodziny nie potrafi tego zrozumieć – zwłaszcza dziadkowie z obu stron. Muszą się jednak pogodzić z moimi zasadami. Jak na 4-latkę, moja córka naprawdę ma wszystko, czego potrzebuje do szczęścia. Domek dla lalek, mnóstwo pluszaków i Barbie, a nawet cały zestaw kuchenny. Jestem przeciwna temu, żeby każde święta czy urodziny stawały się pretekstem do zasypywania dziecka górą niepotrzebnych prezentów, które tak czy inaczej szybko pójdą w kąt, bo po prostu mu się znudzą.
Niestety chociaż moja rodzina doskonale wie, że ma nie dawać córce prezentów, za każdym razem znajdzie się ktoś, kto nie dostosuje się do mojej wyraźnej prośby. Wobec tego prezenty, które przynoszą, pakujemy i przekazujemy tym, którym naprawdę się przydadzą – np. dzieciom w szpitalach czy w domach dziecka. I mimo że staram się od najmłodszych lat uczyć córkę tego, że warto pomagać i nie należy skupiać się tylko na gromadzeniu dóbr materialnych, w większości przypadków gdy odpowiadam na pytanie, co kupię dziecku pod choinkę czuję, że wszyscy patrzą na mnie, jakbym była Grinchem. Nieważne, że córka ma wszystkiego pod dostatkiem – większości rodziców, których znam, nie mieści się w głowie, żeby nie zasypać swojego dziecka górą prezentów z okazji Świąt
Nie jestem potworem (ani Grinchem). To nie tak, że nie pozwalam jej dostawać prezentów, bo jestem jakąś zgorzkniałą wariatką, która chce odebrać dziecku radość. Wręcz przeciwnie. Chcę, żeby moja córka była szczęśliwa bez względu na to, ile prezentów znajdzie pod choinką. Pragnę nauczyć jej, że czasami zamiast czekać na Świętego Mikołaja, lepiej jest być jak Święty Mikołaj
Monika, 36 lat
Zgadzacie się z Moniką?
Źródło: papilot.pl, popularne.pl
Rozmowy na Facebooku