wyświetlenia
U trzyletniego Dylana Askina wykryto rzadką odmianę raka płuc. Zaledwie miesiąc po rozpoczęciu leczenia, chłopiec zemdlał w szkole. Choć początkowo nadzieje na pokonanie choroby były spore, nagle sprawy przybrały niepokojący obrót.
Odmiana raka która dotknęła chłopca spowodowała, że na jego płucach formowały się cysty, coraz bardziej utrudniając mu oddychanie. Po rozpoczęciu chemioterapii rokowania były dobre, ale gdy Dylan trafił do szpitalu po zasłabnięciu w szkole, lekarze odkryli, że jego życie wisi na włosku.
Płuca Dylana odmówiły posłuszeństwa. Lekarze byli zmuszeni podłączyć chłopca do maszyny podtrzymującej funkcje życiowe i przetransportowali go na oddział intensywnej terapii. Samo to było wystarczające aby załamać rodziców chłopca, lecz sprawy przybrały jeszcze gorszy obrót, gdy okazało się, że Dylan ma infekcję, która w połączeniu z głównym problemem spowodowała, że pozostałe organy chłopca powoli przestawały pracować.
Rodzice Dylana, Kerry i Mike, wiedzieli, że ich synek bardzo cierpi. Jego stan pogorszył się gwałtownie i wszystko wskazywało na to, że chłopiec umrze. Przed jego rodzicami postawiono najtrudniejszą decyzję w ich życiu – musieli oni postanowić czy zezwolić lekarzom na odłączenie maszyny podtrzymującej życie ich syna.
Będąc świadomymi, że dalsze skazywanie ich dziecka na męczarnie jest bezcelowe, Kerry i Mike postarali się aby Dylan otrzymał chrzest i pożegnali się z nim ze łzami w oczach. Jednak, gdy lekarze byli w trakcie odłączania chłopca od aparatury podtrzymywania życia, wydarzyło się coś co zaszokowało wszystkich obecnych.
Dylan zaczął poruszać nogami. Było to całkowicie nieprawdopodobne, jako że jego mózg był praktycznie martwy z powodu odcięcia od tlenu, więc lekarze natychmiast rzucili się aby przeprowadzić dodatkowe testy. Okazało się, że choć wstępnie wydawało się inaczej, mózg chłopca przetrwał jednak czasowe odcięcie od tlenu i wciąż funkcjonował, choć z ledwością. Dylan natychmiast został z powrotem podłączony do aparatury i rozpoczęło się niepewne oczekiwanie. Po kilku tygodniach stan chłopca powoli zaczął się polepszać. Jego mama przyznała, że cała ta sytuacja jest wręcz cudem.
Gdy stan Dylana polepszył się na tyle, że chłopiec mógł trafić do domu, rozpoczął się proces leczenia cyst na jego płucach. Jest to żmudny i ryzykowny proces, szczególnie biorąc pod uwagę jak bardzo organizm chłopca został nadwerężony, ale lekarze są dobrej myśli.
Źródło: http://www.faithtap.com/
Rozmowy na Facebooku