wyświetlenia
Nagranie pod artykułem
Według relacji i fragmentów nagrania klient sam ustawił punkt docelowy w aplikacji. Gdy kierowca dojechał na miejsce i poprosił o opłatę za przejazd, pasażer uznał, że powinien zostać zawieziony kilkadziesiąt metrów dalej. Kierowca tłumaczy, że zgodnie z aplikacją kurs dobiega końca w zaznaczonym miejscu - i że tam właśnie powinien zakończyć jazdę.
W tym momencie sytuacja eskaluje. Mężczyzna zaczyna podnosić głos, zarzuca kierowcy „oszustwo”, twierdzi, że „kurs kończy się gdzie indziej”, a w pewnym momencie wyciąga najcięższe działa - obraża kierowcę personalnie, nazywa go „biedakiem” i mówi: „Wiesz kim jestem? Pochodzę z uznanej rodziny herbowej”. Padają też groźby pozwu, oskarżenia o rzekome „zniesławienie” i lawina wulgaryzmów.
Kierowca zachowuje w tym wszystkim spokój i konsekwentnie odpowiada, że przejazd został wykonany zgodnie z aplikacją, a pasażer powinien po prostu uiścić opłatę.
Nagranie wzbudziło ogromne emocje - większość komentujących stoi murem za kierowcą, zwracając uwagę na coraz częstsze przypadki roszczeniowych, agresywnych pasażerów, którzy nie szanują zasad obowiązujących w aplikacjach przewozowych. W komentarzach powtarza się jeden motyw: „bananowy dzieciak”, który myśli, że pochodzenie lub pieniądze pozwalają mu traktować innych z góry.
Cała sytuacja jest przykładem tego, jak szybko zwykły kurs może zamienić się w awanturę, gdy pasażer odmawia zaakceptowania jasno ustalonego miejsca docelowego. A przede wszystkim - jak łatwo niektórzy zapominają, że kierowcy wykonują normalną pracę, zasługują na zwykły szacunek i nie muszą tolerować wyzwisk ani absurdalnych roszczeń.
"Pochodze z uznanej rodziny herbowej, a ty jesteś jakimś taksówkarzem"
— Codziennik z Mordoru (@mordownik4u) December 4, 2025
Banan się zdenerwował, bo taksówkarz nie podjechał pod same drzwi SPA. pic.twitter.com/Z0kmLboPr3
Rozmowy na Facebooku